Wywiad z p. Ryszardem Manem (Głos Dobrzenia XI 2000r.)
Pierwsze muzyczne kroki stawiałem pod okiem bardzo wymagającego korepetytora, któremu dziś wiele zawdzięczam, a był nim p. Alojzy Kokot- wójt naszej gminy. Mając 17 lat stworzyłem z kolegami grupę „ Allegro”. W ówczesnym czasie, aby zespół mógł działać, musiał stawać co roku przed komisją egzaminacyjną na tzw. weryfikacje, gdzie przyznawano kategorie. Należało komisji przedstawić listę utworów i zagrać z niej jeden dowolny utwór, drugi zaś wybierała komisja. Nasz zespół przeważnie zdobywał I bądź II kategorię, bo każdy z nas miał muzyczne przygotowanie, a część kolegów już grała w filharmonii.
W latach 70-tych byliśmy bardzo znanym i liczącym się zespołem w powiecie. Graliśmy na zabawach tanecznych w soboty i niedziele, a w pozostałe dni oprócz piątków na weselach. Trzeba wiedzieć, że każdy z nas zawodowo pracował, na spanie pozostawało 2-3 godziny. Nigdy nie miałem urlopu, bo wykorzystywałem go na wcześniejsze wyjścia z pracy, aby zdążyć na weselne granie. Mieliśmy tyle zaplanowanych występów, że nie było wolnego terminu na moje wesele.
W wyniku fali wyjazdów ludzi na zachód w latach 80-tych, zespoły „ Allegro” i „ Opolanka” zostały mocno uszczuplone, a z garstki osób, które pozostały stworzyliśmy nową „ Opolankę”, w której śpiewałem i grałem na organach i akordeonie. Nasz zespół bez wielkiej elektroniki, a czasami i bez prądu też sobie poradził. „Dwudziesty stopień zasilania” nam nie przeszkadzał. Brało się wtedy dodatkowo akordeon i zabawa trwała dalej. Dawniej zabawa była wspaniałym spotkaniem towarzyskim ludzi dorosłych. Dziś osoba w wieku 20 lat czuje się intruzem na dyskotece, zabawa zaś rozkręca się w porze nocnej, kiedy my kończyliśmy już grę.
Niezapomniane są wiejskie wesela. Było to święto całej wioski, a na potańcówkę ściągali ludzie z różnych stron. Weselna uczta odbywała się przeważnie w domu weselnym, a tańce w wynajętej sali, która była otwarta dla wszystkich, którzy zdołali wejść w jej podwoje. Znalazł się także poczęstunek dla tych ludzi. Jedynym utrudnieniem była konieczność przemieszczania się z sali do domu i z powrotem. Przez 35 lat naszego muzykowania bawiliśmy ludzi na weselach, festynach i różnych imprezach. Ostatnio zapraszani jesteśmy na ślubne jubileusze do tych, u których graliśmy w dzień ślubu. Sprawia nam to wiele radości, ale i skłania do refleksji nad upływającym czasem. Żal mi jedynie, że przez te lata żadnej zabawy karnawałowej nie przetańczyłem z żoną. Osobiście bezgranicznie uwielbiam muzykę, a każdą wolną chwilę poświęcam graniu.